Lito, koły sonce stało czornym / Kostiantyn Kłymczuk
Wyd.: Biła Cerkwa: Czas Zmin Inform, 2023
Magdalena Niewiadomska
specjalistka informacji naukowej, tłumaczka z języka angielskiego i ukraińskiego
Druga połowa lat 80. XX wieku, Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka. Po wybuchu w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej do życia młodego Żeni wkracza całkiem widoczna ręka reżimu totalitarnego. Ojciec chłopca zostaje wysłany do likwidacji skutków awarii. Główny bohater trafia wpierw na obóz dla pionierów, potem na wieś do cioci. W końcu, przeżywszy całe lato w cieniu tajemniczej katastrofy, o której nikt nie chce mówić głośno, udaje mu się uniknąć kolejnej, która nie zabijałaby go latami jak niewidoczne promieniowanie, lecz w jednej chwili zabrałaby jego młode życie.
Książka ta znalazła się w gronie zwycięzców ubiegłorocznego konkursu projektów kulturalno-artystycznych Ukraińskiego Instytutu Książki. Do ukraińskich bibliotek obwodowych rozesłano tysiąc jej egzemplarzy.
Motywy znane z literatury europejskiej, jak motyw dzieciństwa, wakacji na wsi, katastrofy, zmian społecznych, i inne, ujęte tutaj z ukraińskiej perspektywy, dają nam ciekawy ogląd wydarzeń tamtego czasu, do którego w Polsce przeważnie nie przywykliśmy.
W książce pojawia się na przykład motyw świniobicia, występujący w literaturze środkowoeuropejskiej, i wciąż funkcjonujący jako często żywe wspomnienie z dzieciństwa osób żyjących w tej części świata. Prosto przywodzi na myśl chociażby scenę świniobicia z powieści „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny” Janoscha, jednej z najukochańszych książek Ślązaków. Działa to jednak jakże różne.
„Cholonek” — inspirowany niełatwym — bardzo łagodnie rzecz ujmując — dzieciństwem Horsta Eckerta, jest powieścią, w której Ślązacy odbijają się jak w krzywym zwierciadle. Choć polskie wydanie w 1974 roku miało w założeniu stać się kolejnym narzędziem ośmieszania mieszkańców Górnego Śląska przez propagandę PRL, powieść stała się hitem, który przetrwał w Polsce próbę już półwiecza, i wciąż fascynuje i bawi następne pokolenia czytelników. Popularność „Cholonka” nie tylko nie słabnie, lecz wręcz wzrosła po nowym, polskim wydaniu książki w 2011 roku, już w wersji nieokrojonej przez cenzurę. Powieść stała się nawet, jak stwierdził Kazimierz Kutz, „cichą biblią humorystów”, a przedstawienie teatralne na jej motywach, wystawiane przez Teatr Korez z Katowic, grane jest od 2004 roku przy pełnej publiczności.
Rozdział ze sceną świniobicia w „Lito, koły sonce stało czornym” stanowi raczej gorzką konstatację stosunków społecznych w ZSRR, w tym piramidalnej pogardy względem osób z mniejszych miejscowości, a także osób ukraińskojęzycznych. Wyzywanie głównego bohatera – już w pierwszym wersie rozdziału – nie tylko w obcym mu języku, ale też ohydną, a powszechnie stosowaną obelgą, wyrywa serce szczególnie zakochanemu w języku ukraińskim polskiemu czytelnikowi, a w obecnych warunkach (2024 rok, jedenasty rok wojny rosyjsko-ukraińskiej) jest jak uderzenie w twarz.
Natomiast Ślązakom zapewne przypomni stosowane wobec nich i ich kultury metody z czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Motyw w ten sposób potraktowanej wsi nasuwa niejakie skojarzenia także z innym dziełem z kanonu europejskiej literatury, mianowicie powieścią „Niziny” Herty Müller, Laureatki Literackiej Nagrody Nobla (2009), która podobnie gorzko, acz inaczej, konstatuje realia banackiej wsi w Rumunii.
Rozdział w powieści Kostiantyna Kłymczuka, po punkcie kulminacyjnym, kończy się kataraktycznym przywróceniem ładu, normalnego biegu świata i niezmiennych praw przyrody.
Dojmująca środkowoeuropejskość ukraińskiej literatury w wykonaniu współczesnych twórców zarazem otula środkowoeuropejskiego czytelnika znanymi mu motywami — znanymi z własnego, bądź prawie własnego podwórka, jak i zwala z nóg odwołaniami do wydarzeń bądź to prawdziwych, bądź fikcyjnych, lecz opartych na realnych, których samo wspomnienie lub wyobrażenie jest jak kopnięcie w brzuch Środkowoeuropejczyja i wypruwanie szydłem jego wnętrzności na żywca.
Zakończenie książki, w swojej liryczności, piszącej te słowa kojarzy się z powieścią Henryka Sienkiewicza „Quo Vadis”, jednak nie ze względu na treść, lecz na poetyczność ostatniego wersu. Zaliczam go do swoich ulubionych w literaturze ukraińskiej. Ten typ zakończeń należy w ogóle do moich ulubionych: zakończenia otwarte i te tak liryczne, jak to właśnie.
Ostatni akapit pozostawia też w domyśle czytelnika znającego historię promień nadziei w związku z tym, co nastąpi za pięć lat względem akcji powieści. ZSRR upadnie, a Ukraińcy zaczną budować swoje własne państwo. W zakończeniu ten promień nadziei pozostaje jednakże w dalekim domyśle, a na razie główny bohater żyje w cieniu słońca, które stało się czarne, i niczego nie wie o tym, co czeka go w przyszłości.
Okładka i oprawa graficzna zaprojektowana przez Ołeksandrę Kondratenko idealnie współgra z treścią książki. Grafika przedstawiająca czarne słońce, diabelski młyn i bloki mieszkalne w Prypeci, widnieje zarówno na okładce, jak i pojawia się na kolejnych stronach powieści. Stanowi adekwatne i trafne tło graficzne dla świata przedstawionego, a granat nieba na okładce zwiastuje fabułę rozgrywającą się w ZSRR z wszystkimi zawartymi w niej, łatwo dającymi się przewidzieć, przemilczeniami, szeptami pomiędzy dorosłymi, zakłamaniem, codziennym funkcjonowaniem pod knutem dyktatorskiego reżimu i wszystkim tym, z czym ten twór, zwany Związkiem Radzieckim, się wiązał.
Powieść zalecałabym, szczególnie polskiemu odbiorcy, przeczytać komplementarnie z „Ukraińskim palimpsestem” (wywiad-rzeka Izabelli Chruślińskiej z Oksaną Zabużko) oraz książką „Mowa-mecz: jak howoriła radianska imperia” Eugenii Kuzniecowej.
Świat przedstawiony w powieści Kostiantyna Kłymczuka może stanowić też ciekawe pole do dyskusji mieszkańców Polski z przyjaciółmi z Ukrainy, zwłaszcza, gdyby książka doczekała się polskiego wydania i mogła dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Realia w PRL i ZSRR, pewne podobieństwo tych realiów i doświadczeń, ale też niezliczone różnice, zapewne będą jeszcze długo źródłem dociekań i rozważań polskich czytelników. Polskich czytelników, których Ukraina szczególnie obchodzi. A dlaczego ich obchodzi? To pytanie zadawało sobie już wiele osób, w tym pisarzy i ludzi sztuki, lecz nikt zdaje się nie zdołał na nie jeszcze odpowiedzieć. Jurij Andruchowycz w eseju „Kraj marzeń” swoje rozważania na ten temat kończy pytaniami, moim zdaniem bynajmniej nie retorycznymi (jeżeli się mylę, to proszę mnie sprostować).
Dlaczego Ukraina wciąż obchodzi Polaków, tego nie wie nikt. Ale wciąż obchodzi.